Akwakultura, czyli po prostu hodowla organizmów wodnych w zamknięciu, została opracowana jako rewolucyjny sposób na zaspokojenie rosnących potrzeb żywieniowych ludzi. Jest promowana jako zrównoważony ekologicznie pomysł na zmniejszenie problemu głodu na świecie. Rzeczywiście, mając na względzie przełowienie, przyłów i ogólną dewastację, jaką w środowisku wodnym powodują wielkoskalowe połowy, akwakultura wydaje się być rozsądnym rozwiązaniem. Na pierwszy rzut oka. Kiedy zgłębimy bowiem literaturę i zapoznamy się z badaniami nad jej wpływem na morskie ekosystemy, wnioski są nieco inne. Jak każda ludzka działalność na skalę przemysłową, akwakultura może mieć – i w wielu przypadkach już ma – dalekosiężne konsekwencje ekologiczne. Nie wspominając o konsekwencjach społecznych (bo przy intensyfikacji hodowli, na którą mogą pozwolić sobie tylko najbogatsi, o zażegnaniu głodu na świecie możemy od razu zapomnieć).

Jak wygląda współczesna akwakultura?

Akwakultura, a raczej jej produkcja, na całym świecie od wielu lat sukcesywnie rośnie (o – średnio – 5,3% rocznie) [1]. Ilość wyprodukowanych w ten sposób organizmów wodnych zwiększyła o prawie 42 miliony ton w 2017 roku względem roku 2008 i wyniosła niemal 112 milionów ton. Jeśli ufać statystykom opracowanym przez FAO (Food and Agriculture Organization of the United Nations), wartość ta stanowi już ponad połowę legalnie pozyskiwanych organizmów wodnych. W tym oczywiście znajdują się także rośliny, jest to jednak mniejszość, mniej inwazyjna dla środowiska (toteż nie skupia w takim stopniu uwagi badaczy). W tym artykule przyjrzymy się zatem hodowli zwierząt (w szczególności ryb i krewetek).

hodowla ryb

Akwakultura sama w sobie nie jest pojęciem jednolitym [2]. Współcześnie rozdziela się ją na słodko- lub słonowodną (tzw. marikultura). Obie formy mogą odbywać się w sztucznych lub naturalnych zbiornikach – bezpośrednio w jeziorze czy morzu lub specjalnie przygotowanym basenie. W zależności od sposobu cyrkulacji wody, rozróżniamy zatem systemy zamknięte (odizolowane zbiorniki), otwarte (np. klatki w morzu) oraz półzamknięte (tylko część wody z hodowli miesza się z wodą w środowisku). Z kolei w zależności od sposobu zarządzania pokarmem, mogą być intensywne (karma w 100% dostarczana z zewnątrz), ekstensywne (pokarm zwierzęta zdobywają same) lub półintensywne (z suplementacją). Poszczególne hodowle wyspecjalizowane są też pod kątem gatunków zwierząt, które produkują (ryby, skorupiaki lub mięczaki).

Dominujące systemy i hodowla na świecie

To, co zazwyczaj mamy przed oczami myśląc o akwakulturze, to spore, estetyczne okręgi na tafli morza. To rzeczywiście najbardziej charakterystyczny system hodowli zwierząt morskich, ale nie najczęstszy. Akwakultura w naturalnym środowisku morskim to metoda coraz bardziej popularna, nadal jednak pozostaje nieco w tyle za akwakulturą śródlądową (w jeziorach, rzekach i hodowlach zamkniętych) [3]. Ta druga – według analiz sprzed trzech lat – wciąż dostarcza ponad 60% hodowlanych zwierząt wodnych.

Jeśli chodzi o rozlokowanie geograficzne z kolei, najwięcej ryb, skorupiaków i mięczaków hoduje się w Azji (prawie 90% światowej produkcji). Zarówno tam, jak i w większości państw zajmujących się akwakulturą, dominują dzisiaj intensywne hodowle ryb (karmione paszą dostarczaną przez człowieka) [3].

hodowla ryb

Wpływ akwakultury na środowisko zależy oczywiście od wielu zmiennych. Od hodowanych gatunków, metod hodowli, gęstości obsady, rodzaju paszy, hydrografii obszaru i praktyk hodowlanych. Ogólnoświatowy trend w tym zakresie jest jednak jasny – intensyfikacja produkcji opłaca się bardziej, więc ku niej dążymy. Jako, że jest to trend, za którym mniejsi producenci zazwyczaj nie są w stanie nadążyć, upadają – co dalej napędza rozrost akwakultury intensywnej. Taka jest też zazwyczaj najbardziej inwazyjna dla środowiska.

Akwakultura, a zanieczyszczenie wód

Tego typu przedsięwzięcie generuje wiele szkodliwych zanieczyszczeń, które finalnie trafiają do wody. Intensywna akwakultura, tak jak intensywne rolnictwo czy hodowla zwierząt lądowych, zakłada wyprodukowanie jak największej ilości “towaru” jak najszybciej i jak najmniejszym nakładem. Wiąże się to zatem z dużym nagromadzeniem organizmów na niewielkiej przestrzeni, które trzeba karmić i które, cóż, wydalają. Jest to szczególnie duży problem w przypadku systemu otwartego, w którym woda z hodowli miesza się bezpośrednio z wodą w środowisku. Nie ma zatem możliwości jej oczyścić, zanim trafi do okolicznych ekosystemów.

Zanieczyszczenia organiczne

Zanieczyszczenia organiczne – głównie niezjedzona pasza i odchody zwierząt (w tym mocz) – są pierwszym i jednym z najważniejszych zanieczyszczeń związanych z akwakulturą. Opadając na dno (lub ulegając przemianom podczas rozkładu) zaburzają bioróżnorodność i funkcjonowanie ekosystemów bentosowych. Hodowla okonia w Hiszpanii narusza delikatne i chronione habitaty krasnorostów [4], a łososia w Norwegii rozregulowuje warunki fizykochemiczne, liczebność organizmów i zależności międzygatunkowe przy dnie morza [5]. Oczywiście przykładów można znaleźć wiele.

mączka rybna

Największym zagrożeniem jest jednak prawdopodobieństwo eutrofizacji wody w pobliżu farm. We Włoszech, dla przykładu, grupa badaczy udowodniła, że wskaźniki eutrofizacji są 3 razy wyższe w pobliżu farm akwakulturowych, niż w okolicznych wodach [6]. Dzieje się tak za sprawą zwiększonych koncentracji pierwiastków biogennych – azotu i fosforu – przedostających się z hodowli. To z kolei może prowadzić do deficytu tlenu – a więc powstawania warunków niezdatnych do życia. Nawet jeśli farmy zwierząt morskich sporadycznie same z siebie powodują przeżyźnienie wody, a w konsekwencji powstawanie martwych stref, to z pewnością się do nich przyczyniają. Taką siłę mają w szczególności farmy ryb i krewetek [7].

Antybiotyki i pestycydy

Co więcej, do paszy często dodaje się barwniki (w przypadku łososia) i antybiotyki. Te, lądując w środowisku w dużych ilościach, także mogą mieć spore konsekwencje. Mogą na przykład powodować wzrost antybiotykooporności patogenów (co zresztą zostało już wielokrotnie potwierdzone) [7]. Nie powinno nas to dziwić, skoro nawet 60-73% środków podawanych rybom hodowlanym, może finalnie lądować w okolicznych wodach [8]. Oczywiście w stosowaniu tych substancji nie ma nic nadzwyczajnego. Duże nagromadzenie zwierząt powoduje bowiem, że łatwiej rozprzestrzeniają się między nimi choroby. Użycie farmaceutyków – chociaż sukcesywnie maleje [2] – jest w przypadku dużych hodowli nieodzowne.

W całej tej chemicznej mieszaninie znajduje się sporo substancji przeciwporostowych i przeciwpasożytniczych. Są to, w najprostszym ujęciu, po prostu pestycydy. Największym zagrożeniem z nimi związanym jest prawdopodobieństwo, że zaszkodzą przypadkowym organizmom, w które nie są wymierzone.

akwakultura

Środki przeciwporostowe zazwyczaj bazują na miedzi. Ta, jak już dzisiaj wiadomo, w dużych ilościach wpływa na zdolności reprodukcyjne niektórych zwierząt, a także bezpośrednio uszkadza skrzela ryb [2]. Z kolei środki popularnie stosowane do zwalczania pasożytów na farmach łososi są silnie, czasem wręcz śmiertelnie, toksyczne np. dla niektórych gatunków krewetek [9]. Niekiedy nawet w stężeniach mniejszych, niż zalecane w celu walki z pasożytami.

Choroby i pasożyty

Skoro już o pasożytach mowa, warto wspomnieć, że akwakultura w systemie otwartym jest potencjalnym rezerwuarem licznych patogenów. Z wieloletnich badań nad hodowlami łososia w Norwegii [10] wynika, że dzikie populacje ryb są narażone na wzmożone ataki pasożytów właśnie w wyniku ich rozwoju na farmach. Niektóre z nich, jak np. wszy atakujące ryby, w wielu przypadkach mają dla swojego żywiciela skutki letalne. Co więcej, często są to gatunki obce, zawleczone razem z nieobecnym wśród lokalnej ichtiofauny gatunkiem ryb.

Na farmach łososi (jak i zapewne wielu innych ryb) występują też epidemie chorób niepasożytniczych. Wśród nich można wyróżnić m.in. zakaźną martwicę trzustki, zapalenie serca, mięśni szkieletowych czy zespół kardiomiopatii [10]. Naukowcy sami stwierdzają, że jest to wręcz wylęgarnia wirusów. Mimo to, przynajmniej na razie, wirusy te zagrażają dzikim rybom w niewielkim stopniu. Dobrostan ryb hodowlanych (nie tylko zresztą z tego powodu) stoi jednak pod znakiem zapytania.

martwe ryby

Mimo dość optymistycznych (w kontekście wirusów) wyników norweskiego badania, niektórzy naukowcy nie mają wątpliwości, że większość nowych chorób, które dotykają rodzime gatunki, jest wynikiem sprowadzania nienatywnych gatunków na potrzeby akwakultury [11].

Gatunki inwazyjne i introgresja genetyczna

Obce gatunki zwierząt wodnych to spore zagrożenie ekologicznie także ze względu na ucieczki z farm. Dokładnie tak, jak dzieje się to w przypadku ferm futrzarskich, uciekinierzy z hodowli akwakulturowych potrafią się całkiem nieźle zadomowić w nowym środowisku. Tym samym stają się gatunkami inwazyjnymi i mogą stwarzać zagrożenie dla rodzimej fauny. Akwakultura jest odpowiedzialna np. za występowanie ok. 16,4% wszystkich morskich gatunków inwazyjnych obecnych w Europie [12].

Oczywiście hodowla łososia w Norwegii nie stwarza takiego zagrożenia. W końcu łosoś żyje w tamtych wodach na wolności. Czy to znaczy, że ucieczki hodowlanych osobników nie mają wpływu na dzikie populacje? Bynajmniej. Niektórzy uciekinierzy mogą bowiem rozmnażać się razem z osobnikami dzikimi tworząc genetyczne hybrydy [2]. Ryby hodowlane podlegają w końcu sztucznej selekcji, w wyniku której znacznie różnią się od zwierząt dzikich. Takie “mieszane” potomstwo może charakteryzować się np. zwiększoną śmiertelnością i dalszym kurczeniem się populacji dzikich ryb [2]. Wymiana genów między hodowlanymi, a dzikimi zwierzętami, zwana introgresją genetyczną, w dłuższej perspektywie może prowadzić do erozji genetycznej (ograniczenia różnorodności genetycznej populacji) [10].

Żeby wykarmić ryby… musimy złowić ryby

Wróćmy na chwilę do paszy, którą podaje się hodowanym zwierzętom. Wbrew pozorom jest ona bowiem ściśle związana z utratą morskiej bioróżnorodności.

Akwakultura – w kontekście ryb – najczęściej zajmuje się produkcją dużych ryb drapieżnych. Takich jak wspomniane wcześniej okoń czy łosoś. Naturalną koleją rzeczy, karma dla nich przeznaczona, jest karmą rybną, która składa się głównie z oleju i mączki rybnej. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, tylko 25-35% takiej karmy pochodzi z odpadów rybnych. Pozostałe 65-75% stanowią drobne ryby specjalnie w tym celu odławiane [3].

mączka rybna

Są to głównie drobne ryby pelagiczne, takie jak okowiel, dobijak czy sardynki. Żeby wyprodukować, dla przykładu, 1 kg łososia, potrzebnych jest między 2,6 a 3,16 kg innych ryb [13]. Z tego – przypomnijmy – większość pochodzi bezpośrednio z odłowu. Pomijając kwestię efektywności takich zabiegów, jest to po prostu szkodliwe dla populacji ryb dziko żyjących. Akwakultura, która chlubi się ich ochroną (poprzez brak eksploatacji naturalnych ekosystemów), w rzeczywistości także ingeruje w ich równowagę. Jest to w końcu nic innego, jak ograniczanie bazy pokarmowej np. dzikiego łososia, żeby wykarmić łososia hodowlanego.

Należy oczywiście pamiętać, że olejem i mączką rybną – pozyskiwanymi z dokładnie tych samych organizmów – karmi się także, a może przede wszystkim, hodowlane zwierzęta lądowe. Akwakultura nie jest zatem źródłem problemu, a po prostu jego składową.

Akwakultura, a zagrożone namorzyny

Zostawmy na chwilę ryby. Akwakultura to w końcu też mięczaki – takie jak ostrygi – i skorupiaki – takie jak krewetki. Ich hodowla, w większym nawet stopniu niż hodowla ryb, przyczynia się do degradacji cennych ekosystemów. Co więcej, nie musi być to nawet hodowla intensywna.

Problem w tym, że – jak już wiecie z początku artykułu – większość hodowli znajduje się w Azji. Tam (ale także w Australii i Południowej Ameryce) na akwakulturę krewetek przeznacza się w głównej mierze namorzyny, czyli lasy mangrowe [14]. Mają one nieocenione znaczenie zarówno dla dzikiej przyrody, jak i ludzi. Stanowią kluczowe miejsce odchowu młodych ryb i skorupiaków oraz stałe środowisko życia licznych gatunków zwierząt. Są naturalnymi oczyszczalniami wody, a nawet zapewniają naturalną ochronę przeciwpowodziową. Oczywiście utrata tego typu siedlisk nie jest winą wyłącznie akwakultury. Ponownie, jest tylko składową skomplikowanej całości. Mimo to, w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, farmy krewetek pochłonęły – w zależności od źródła – od 5 do 38% namorzyn w skali świata [14]. To dane sprzed ponad dekady. Biorąc pod uwagę wzrost popularności akwakultury możemy domyślać się, że realne liczby oscylują dzisiaj raczej wokół tych wyższych wartości.

akwakultura krewetki

Usytuowanie farm krewetek za terenami mangrowymi też nie jest rozwiązaniem. Wymiana wody w ich obrębie powoduje bowiem znaczne zwiększenie zasolenia wód i gleby. W tym na obszarze pól ryżowych i innych terenów rolniczych [7]. Nie bez powodu zatem takie przedsięwzięcia są też powodem licznych sporów społecznych.

Oprócz tego, hodowla krewetek wiąże się z podobnymi konsekwencjami, co hodowla ryb – wprowadzaniem obcych gatunków i chorób, zanieczyszczeniem ściekami, chemikaliami i lekami, a także wykorzystywaniem dzikich ryb jako paszy [14].

Jak zatem pozyskiwać zwierzęta wodne w sposób zrównoważony?

Mając na uwadze wszelkie przytoczone dane, tym bardziej zasmuca fakt, że pozyskujemy i produkujemy dzisiaj więcej zwierząt wodnych, niż w rzeczywistości wykorzystujemy. Szacuje się, że nawet 35% z wszystkiego co złowimy i wyhodujemy, marnuje się lub po prostu gubi [3]. Pamiętacie jeszcze liczby z początku artykułu? 35% rocznej “produkcji” to ponad 74 miliony ton organizmów morskich. Tyle rocznie wyławiamy zasadniczo bez celu.

Na ten moment wygląda na to, że nie da się pozyskiwać morskie zwierzęta w sposób jednocześnie respektujący ludzi, jaki i inne zwierzęta i ich środowisko. Możemy oczywiście zmniejszać koszty ekologiczne zarówno “tradycyjnego” rybołówstwa, jak i akwakultury, ale przy obecnym (i stale rosnącym) poziomie konsumpcjonizmu prawdopodobnie niemożliwe jest osiągnięcie równowagi.

ryby

Akwakultura zamiast rybołówstwa to mniej więcej to samo, co przemysłowa hodowla zwierząt lądowych zamiast wielkoskalowego myślistwa. Zarówno ekologicznie jak i etycznie po prostu marna alternatywa.

Źródła

  • [1] FAO, 2019: FAO yearbook. Fishery and Aquaculture Statistics 2017/FAO annuaire, Rome.
  • [2] Science for Environment Policy, 2015: Sustainable Aquaculture. Future Brief 11. Brief produced for the European Commission DG Environment by the Science Communication Unit, UWE, Bristol.
  • [3] Food and Agriculture Organization of the United Nations, 2020: In brief: the state of world fisheries and aquaculture. Sustainability in action, Rome.
  • [4] Sanz-Lázaro C., Belando M.D., Marín-Guirao L., Navarrete-Mier F., Marín A., 2011. Relationship between sedimentation rates and benthic impact on Maërl beds derived from fish farming in the Mediterranean. Marine Environmental Research 71: 22-30.
  • [5] Bannister R., Valdemarsen T., Holmer M., Ervik A., 2014. Changes in benthic sediment conditions under an Atlantic salmon farm at a deep, well-flushed coastal site. Aquaculture Environment Interactions 5: 29-47.
  • [6] Sarà G., Lo Martire M., Sanfilippo M., Pulicanò G., Cortese G., Mazzola A., Manganaro A., Pusceddu A., 2011. Impacts of marine aquaculture at large spatial scales: evidences from N and P catchment loading and phytoplankton biomass. Marine Environmental Research 71: 317-324.
  • [7] Schwitzguébel J.P., Wang H., 2007: Environmental impact of aquaculture and countermeasures to aquaculture pollution in China. Environmental Science and Pollution Research – International, 14: 452-462.
  • [8] Rigos G., Nengas I., Alexis M., Troisi G.M., 2004. Potential drug (oxytetracycline and oxolinic acid) pollution from Mediterranean sparid fish farms. Aquatic Toxicology, 69: 281-288.
  • [9] Veldhoen N.,, Ikonomou M. G., Buday C., Jordan J., Rehaume V., Cabecinha M., Dubetz C., Chamberlain J. Pittroff S., Vallée K., van Aggelen G., Helbing C.C., 2012. Biological effects of the anti-parasitic chemotherapeutant emamectin benzoate on a non-target crustacean, the spot prawn (Pandalus platyceros Brandt. 1851) under laboratory conditions. Aquatic Toxicology, 108: 94-105.
  • [10] Taranger G.L., Karlsen O., Bannister R.J., Glover K.A. Husa V., Karlsbakk E., Kvamme B.O., Boxaspen K.K., Bjørn P.A., Finstad B., Madhun A.S., Morton H.C., Svåsand T., 2015. Risk assessment of the environmental impact of Norwegian Atlantic salmon farming, ICES Journal of Marine Science, 72: 997-1021.
  • [11] Peeler E.J., Oidtmann B.C., Midtlyng P.J., Miossec L., Gozlan R.E., 2011. Non-native aquatic animals introductions have driven disease emergence in Europe. Biological Invasions, 13: 1291-1303.
  • [12] Katsanevakis S., Zenetos A., Belchior C., Cardoso A.C., 2013: Invading European Seas: Assessing pathways of introduction of marine aliens. Ocean & Coastal Management 76: 64-74.
  • [13] Mente E., Pierce G.J., Santos M.B., Neofitou C., 2006. Effect of feed and feeding in the culture of salmonids on the marine aquatic environment: a synthesis for European aquaculture. Aquaculture International, 14: 499-522.
  • [14] Ashton E., 2010: The impact of shrimp farming on mangrove ecosystems. Cab Reviews: Perspectives in Agriculture, Veterinary Science, Nutrition and Natural Resources, 3.
Dodano do koszyka