Każdego roku do oceanów trafia około 8 milionów ton plastiku [1] (a obok niego niewiadoma ilość odpadów z innych tworzyw). Rybackie sieci widmo w śmiertelnym uścisku oplatają ssaki morskie, foliówki udając meduzy zabijają żerujące żółwie, a zjadany omyłkowo mikroplastik wspina się po łańcuchu troficznym aż do ludzkiego układu pokarmowego. Mamy już w oceanach tyle dryfujących śmieci, że stały się one nawet masowym środkiem transportu dla egzotycznych gapowiczów. Organizmy, które podróżują przez oceany na dryfujących śmieciach, często wyrządzają niemałe szkody w nowym ekosystemie. Morskie gatunki inwazyjne – bo na pewnym etapie tak właśnie możemy je określić – stwarzają poważne zagrożenie dla różnorodności biologicznej.
Nic nowego – ale w nowej skali
Przemieszczanie się morskich organizmów nawet na duże dystanse nie jest w zasadzie niczym nowym. Zjawisko to, w anglojęzycznej literaturze określane mianem “rafting” (dosłownie: tratwiarstwo), jest od dawna opisywane jako naturalny proces zachodzący na całym globie [2]. Na dryfujących szczątkach czy częściach roślin podróżuje – lub kiedyś podróżowało – sporo ponad tysiąc gatunków zwierząt, roślin i mikroorganizmów.
Naturalna, zakończona sukcesem dyspersja organizmów ma jednak charakter incydentalny. Mało któremu gapowiczowi udaje się dotrzeć do jakiegokolwiek celu, zanim jego tratwa zostanie przez kogoś pożarta, zatonie czy ulegnie rozkładowi.
Z antropogenicznymi śmieciami jest zgoła inaczej. Dryfujący plastik nie zostanie (przynajmniej celowo) zjedzony, z łatwością unosi się na wodzie, a jego degradacja zajmuje setki lat. Tworzywa sztuczne są zatem tratwą trwałą i długodystansową. Biorąc pod uwagę wspomniane już 8 milionów ton plastiku, które trafiają do mórz każdego roku, zjawisko nabiera zupełnie nowej skali. Eksperci szacują, że obecność odpadów w morzach zwiększa szansę na skuteczną dyspersję zwierząt ponad dwukrotnie [3].
Rafting na wielkiej fali
O ile naturalna dyspersja jest pożądana, może napędzać bioróżnorodność i ewolucję, tak masowe przemieszczanie się organizmów na dryfujących śmieciach stwarza niemałe zagrożenie dla ekosystemów u celu oceanicznej podróży.
Najczęściej przywoływanym (bo i najlepiej zbadanym i najbardziej zatrważającym) przykładem masowego raftingu organizmów morskich jest tsunami, które zdewastowało wybrzeże Japonii 11 marca 2011 roku [4]. Oprócz wielu tysięcy żyć, woda pochłonęła tego dania także 5 milionów ton gruzu i śmieci. To, co nie utonęło u wybrzeży, czyli ok. 1,5 miliona ton odpadów, podryfowało w głąb Pacyfiku – wraz z przypadkowo zagarniętymi organizmami.
Kiedy już oceaniczne prądy wypchnęły śmieci na zachodnie wybrzeża Północnej Ameryki, okazało się, że razem z nimi przypłynęło aż 289 gatunków rodzimych dla Japonii [5], [6]. Tyle przynajmniej udało się znaleźć na nieco ponad 600 przedmiotach wyrzuconych na brzeg (badacze zaznaczają, że prawdopodobnie było ich więcej). Na niektórych obiektach znajdowało się nawet ponad 50 różnych gatunków zwierząt. Były to głównie drobne bezkręgowce, w tym ukwiały, ślimaki i skorupiaki. Co więcej, 30 spośród skategoryzowanych gatunków naukowcy od razu określili jako inwazyjne.
Jeszcze bardziej zaskakujący jest fakt, że od uderzenia fali tsunami w Japonii do zebrania niektórych próbek w Stanach Zjednoczonych minęło 5-6 lat. Pół dekady wałęsania się po oceanie – a organizmy te nie tylko przeżyły, ale miały się całkiem dobrze. Taki stan rzeczy jest mocno niepokojący. Oznacza bowiem, że za sprawą dryfującego plastiku morskie gatunki inwazyjne mogą rozprzestrzeniać się na nieznaną dotąd skalę.
Gatunki inwazyjne pływają przez kanał Sueski
Oczywiście o dyspersji morskich organizmów, które dzięki ludzkiej działalności zasiedlają nowe tereny, wiemy od dawna. Problem jest już naukowcom całkiem dobrze znany – szczególnie w przypadku Morza Śródziemnego (i innych wód okalających Europę).
Do tej pory przyglądaliśmy się jednak zupełnie innym drogom przemieszczania się morskich autostopowiczów. Gatunki inwazyjne trafiają w tę część świata najczęściej za pośrednictwem akwarystyki, akwakultury i kontenerowców przypływających z odległych portów [7]. O tym wiemy i to nas już nie dziwi. Dopiero niedawno okazało się, że Kanałem Sueskim do Morza Śródziemnego wpływają nie tylko bogato zasiedlone morskim życiem kontenerowce, ale także cała masa śmieci niosąca setki obcych gatunków.
To jeszcze nie koniec, problem jest bowiem dwojaki. Plastik dryfujący kanałem z Morza Czerwonego nie tylko zawleka nowe organizmy, ale także zasila niechlubną “bazę” śródziemnomorskich śmieci. Im więcej ich dryfuje, tym większe prawdopodobieństwo dalszego rozprzestrzeniania się gatunków inwazyjnych. Tym bardziej, że 80% z 455 gatunków obcych w Morzu Śródziemnym może zasiedlać plastik – a 13 z nich robi to wręcz wyjątkowo ochoczo [7]. W kolejnych latach problem będzie się prawdopodobnie tylko nasilał. Po utknięciu sławnego już kontenerowca “Evergreen”, władze Egiptu zdecydowały o poszerzeniu kanału celem usprawnienia ruchu statków [8]. Cóż, śmieciom też będzie łatwiej.
Przesiadka na Wielkiej Pacyficznej Plamie Śmieci
Oczywiście Kanał Sueski to nie jedyna drogą, którą podróżują śmieci i ich pasażerowie. To niestety problem coraz większej ilości wybrzeży – nawet tych bardziej “dziewiczych”. A przynajmniej do niedawna za takie uważanych.
Szczególnie dużo plastikowych śmieci badacze znajdują ostatnio na wyspach południowego Pacyfiku. Takich jak Rapa Nui [9] czy Galapagos [10]. Te – dotąd uważane za dość dobrze chronione przed antropopresją – okazały się być wyjątkowo narażone na zasypanie odpadami i dryfującymi na nich obcymi gatunkami. U wybrzeży Wyspy Wielkanocnej zagęszczenie mikroplastiku może być nawet trzydziestokrotnie wyższe, niż na sąsiadującym kontynencie. Z makroplastikiem sytuacja ma się podobnie. To fatalna wiadomość dla unikalnych ekosystemów tamtejszych wybrzeży. Tym bardziej, że obce gatunki (głównie mszywioły i wąsonogi) są dość często znajdowane na dryfujących śmieciach [9]. Wiele z nich to gatunki inwazyjne [10]. Co więcej, ten problem też może z czasem narastać. Spośród dobijających do wybrzeży Galapagos plastikowych odpadów, aż 25% jest bowiem zasiedlonych przez przynajmniej jeden gatunek rośliny lub zwierzęcia [10].
Dlaczego śmieci akumulują się akurat tam? Cóż, winowajcą są najprawdopodobniej prądy morskie, które roznoszą odpady m.in. z Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci po najskrytszych oceanicznych zakamarkach. Jako, że stanowi ona epicentrum i najważniejszy punkt logistyczny w śmieciowej sieci największego z oceanów, nigdy nie możemy mieć pewności skąd i z jakim ładunkiem odpady dobiją do brzegu.
Bariera (jeszcze niedawno) nie do pokonania
Plastik zasiedlony rozmaitym życiem najczęściej dryfuje, a zatem także dobija do brzegu, na niższych szerokościach geograficznych. Mimo to, plastikowe tratwy z gapowiczami obserwuje się już nawet za kołem podbiegunowym (zarówno północnym, jak i południowym) [11], [3].
Mogłoby się zdawać, że tamtejsze warunki klimatycznie nie sprzyjają rozprzestrzenianiu się obcych gatunków. Skute lodem wody były dotychczas wystarczającą barierą zniechęcającą wszelkie potencjalne gatunki inwazyjne do dalszej ekspansji. Naukowcy zaznaczają jednak, że zarówno Arktyka jak i Antarktyka są coraz bardziej narażone ze względu na postępujące zmiany klimatu [3]. Zimne wody dla niektórych gatunków już teraz nie stanowią większej przeszkody [11]. Możemy się zatem spodziewać, że wraz z ich ocieplaniem, nowe dla tamtych rejonów zwierzęta, rośliny i mikroorganizmy będą częściej odnosić sukces.
To jeszcze nie koniec. Zmiany klimatu przecież nie tylko roztapiają lodowce, ale także zwiększają prawdopodobieństwo występowania kataklizmów. Coraz częściej pojawiające się huragany i tajfuny będą zatem zmiatać coraz więcej odpadów z nadmorskich megamiast. Więcej plastikowych tratew w cieplejszej wodzie oznacza pokonywanie kolejnych historycznych barier oceanicznych [6].
Jeszcze plastik czy już plastisfera?
Do tej pory, na całym świecie, we wszystkich oceanach, zliczono 287 taksonów organizmów, które chętnie chwytają się plastiku jako morskiego środka transportu [12]. Są wśród nich mszywioły, skorupiaki, mięczaki, parzydełkowce, liczne algi i bakterie. Co ciekawe, większość z nich ma swoje upodobania odnośnie rodzaju tworzywa sztucznego, na którym się osiedli. Jedni uwielbili sobie polistyren, inni styropian; jedni sprzęt rybacki, a inni granulki smoły [12].
Zależności między środkiem transportu, a jego pasażerami jest tyle, że o dryfujących śmieciach można mówić jak o małych ekosystemach samych w sobie. Badacze pokusili się o nazwanie takiego morskiego, plastikowego siedliska “plastisferą” [13]. Powstała już nawet międzyinstytucjonalna kolaboracja naukowa FloatEco, która bada dryfujący plastik z perspektywy nowego, słonowodnego ekosystemu.
Niewykluczone, że w dobie drastycznej utraty siedlisk i wymierania gatunków, organizmy żyjące w plastisferze będziemy mogli okrzyknąć darwinowskimi zwycięzcami walki o byt. Wybrały sobie do życia w końcu jedno z niewielu siedlisk, którego na świecie przybywa, zamiast ubywać. Patrząc z nieco mniej antropocentrycznej perspektywy, być może to one będą najlepiej przystosowanymi kolonizatorami nowych wybrzeży. Fascynujące i zatrważające jednocześnie.
Źródła
- [1] IUCN Issues Briefs: Marine Plastics [dostęp 24.06.2021].
- [2] Thiel M., Gutow L., 2005: Oceanography and Marine Biology: An Annual Review, 43: 279-418.
- [3] Blastic: Invasive species [dostęp 24.06.2021].
- [4] NOAA Marine Debris Program: Japan Tsunami Marine Debris [dostęp 24.06.2021].
- [5] Smithsonian Environmental Research Center: Invasive Species Rafting on Ocean Plastics [dostęp 24.06.2021].
- [6] Carlton J. T., Chapman J. W., Geller J. B., Miller J. A., Carlton D. A., McCuller M. I., Treneman N. C., Steves B. P., Ruiz G. M., 2017: Tsunami-driven rafting: Transoceanic species dispersal and implications for marine biogeography. Science, 357: 1402-1406.
- [7] Katsanevakis S.; Crocetta F., 2014: Pathways of introduction of marine alien species in Europe and the Mediterranean – a possible undermined role of marine litter. CIESM, 61-68.
- [8] Guardian staff and agencies, 2021: Suez Canal starts work to extend double lane after Ever Given grounding. The Guardian [dostęp 25.05.2021].
- [9] Rech S., Thiel M., Borrell Pichs Y. J., García-Vazquez E., 2018: Travelling light: Fouling biota on macroplastics arriving on beaches of remote Rapa Nui (Easter Island) in the South Pacific Subtropical Gyre. Marine Pollution Bulletin, 137: 119-128.
- [10] Jones J. S., Porter A., Muñoz-Pérez J. P., Alarcón-Ruales D., Galloway T. S., Godley B. J., Santillo D., Vagg J., Lewis C., 2021: Plastic contamination of a Galapagos Island (Ecuador) and the relative risks to native marine species. Science of The Total Environment, 789.
- [11] Barnes D. K. A., Fraser K. P. P., 2003: Rafting by five phyla on man-made flotsam in the Southern Ocean. Marine Ecology-progress Series, 262: 289-291.
- [12] Kiessling T., Gutow L., Thiel M., 2015: Marine Litter as Habitat and Dispersal Vector. In: Bergmann M., Gutow L., Klages M.: Marine Anthropogenic Litter. Springer, Cham.
- [13] Barnes D. K. A. et. al., 2018: Marine plastics threaten giant Atlantic Marine Protected Areas. Current Biology, 28: 1137-1138.