Z roku na rok, coraz więcej miast deklaruje chęć ochrony i naturalnego pielęgnowania miejskiej bioróżnorodności. W okresie jesienno-zimowym, jednym z kluczowych zagadnień urbanistycznej ekologii są opadłe liście. Grabić, czy nie grabić? Ten z pozoru niewielki dylemat, dla dzikiej fauny i flory (a także ludzi) może znaczyć bardzo wiele. Okazuje się, że warstwa opadniętych liści w parkach i na trawnikach wpływa pozytywnie na zdrowie gleby i różnorodność biologiczną miasta. Czy to znaczy, że grabienie liści na zimę służy jedynie spełnieniu naszych oczekiwań względem estetyki miejskiej zieleni? Niekoniecznie.
Dlaczego w ogóle grabimy liście?
Oprócz względów estetycznych, grabienie liści na zimę ma kilka ważnych funkcji. Po pierwsze i najważniejsze – niesprzątnięte z trawników liście mogą zatykać odpływy kanalizacyjne. To z kolei skutkuje zalanymi ulicami i powodziami. Nie trudno wyobrazić sobie taką sytuację, jeśli nawet w średniej wielkości mieście, jesienią może spaść kilkaset ton liści. Jeśli zostaną przeniesione z wiatrem na chodnik czy ulicę – mogą stwarzać zagrożenie dla pieszych, rowerów i samochodów. Na zamokniętych po deszczu liściach bardzo łatwo się bowiem poślizgnąć.
Ponadto, co jest jednym z silniejszych argumentów za grabieniem liści, martwe roślinne tkanki w takiej ilości intensywnie butwieją. Ten estetyczny problem ujawnia się wiosną, kiedy śnieg topnieje, a procesy gnilne nabierają na sile. W efekcie zamiast zielonej trawy, przez jakiś czas, mamy w przestrzeni miejskiej liściaste błoto.
Butwiejące liście = zdrowa gleba
Takie “błoto” jak się okazuje, mimo wątpliwej estetyki, jest naturze bardzo potrzebne. Dobrym przykładem na to, ile dobrego może przynieść glebie warstwa roślinnej materii organicznej, są lasy. W takich naturalnych ekosystemach, z martwych części roślin (w dużej mierze właśnie liści), tuż nad warstwą próchniczną, tworzy się warstwa organiczna. To dzięki niej podłoże w lasach liściastych jest tak zasobne w związki odżywcze. Butwiejące liście są świetnym, naturalnym nawozem – i to nie tylko w lasach. Naukowcy z Boston University odkryli [1], że razem z liśćmi, z przedmieści Bostonu usuwa się około 1/3 azotu potrzebnego drzewom miejskim. nie grabienie liści na zimę mogłoby potencjalnie zmniejszyć tam zapotrzebowanie na nawozy o połowę.
Rozkład liści i gałązek na związki organiczne i mineralne jest z kolei motorem napędowym bioróżnorodności w glebie. Wspólnymi siłami pracują tam owady i robaki, bakterie, a także korzenie roślin i związane z nimi grzyby sprzyjające rozkładowi. To z kolei ułatwia tworzenie się w glebie makroporów. Dzięki nim woda swobodnie przenika w głębsze jej warstwy, co zapobiega powodziom, redukuje prędkość erozji i sprzyja zatrzymaniu wody do użytku roślin [2]. W miastach, które zmagają się z okresowymi powodziami, rozwiązania mimikujące leśną warstwę organiczną, mogą być zbawienne.
Bioróżnorodność buduje miejskie ekosystemy
Wszelkie drobne bezkręgowce – np. dżdżownice, chrząszcze, pająki i ślimaki – które pojawiają się wraz z rozkładem materii organicznej, stanowią ważne źródło pożywienia dla ptaków i płazów. Nie wspominając, że płazy uwielbiają chłodne i wilgotne środowisko, które jesienne liście zapewniają. Z opadniętych liści ogromny pożytek czerpią także jedne z najbardziej lubianych miejskich stworzeń – jeże. Zimą dają im schronienie do bezpiecznej hibernacji, a jesienią i wiosną bogatą bazę pokarmową (jeże są owadożerne). Jesienią, kiedy muszą zgromadzić zapasy energetyczne do bezpiecznej hibernacji i wiosną, kiedy tuż po wybudzeniu nadrabiają straty, obficie zastawiony bufet na pewno się przydaje.
Grabienie liści na zimę znacznie zatem zubaża nasze miejskie enklawy bioróżnorodności. A jest ona szczególnie ważna – uznaje się, że poziom różnorodności biologicznej w ekosystemie wskazuje na to, jak zdrowy i stabilny jest sam ekosystem [3]. Zgodnie z tą logiką, pozostawienie warstwy liści w prywatnych ogrodach czy parkach miejskich jest dużym krokiem naprzód w budowaniu zdrowych, miejskich ekosystemów. Liście zapewniają bazę pokarmową i schronienie ich mieszkańcom, a nam, ludziom, umożliwiają obserwację tętniącej życiem natury – bez wyjeżdżania z miasta.
Grabienie liści na zimę poprawia jakość wody w miastach?
Tam gdzie jest głos za, zawsze jest też głos przeciw. Niektórzy naukowcy zaznaczają, że grabienie liści na zimę jest niezbędne, aby zapobiec przedostawaniu się naddatkowych ilości fosforu i azotu do zbiorników wodnych [4]. Rzeczywiście, rozkład roślinnej materii organicznej skutkuje przedostawaniem się tych dwóch pierwiastków do ziemi, a następnie, wraz z wodą opadową, do rzek i zbiorników wodnych. Tam z kolei mogą prowadzić do eutrofizacji, a w konsekwencji nawet do powstawania martwych stref.
Mało precyzyjne wydaje się jednak obwinianie jesiennych liści. Oczywiście fosfor i azot są w nich obecne, ale w ilościach nieporównywalnych z tymi, których używa się przemysłowo. Są to pierwiastki niezbędne do wzrostu roślin, więc intensywnie wykorzystywane jako nawóz np. na wielkoobszarowych uprawach rolnych. W ogromnych ilościach dostają się do rzek także wraz z nieprawidłowo przetwarzanymi ściekami z ferm przemysłowych. Zamiast obwiniać liście, lepiej rozprawić się z nowoczesnym rolnictwem.
Co zrobić ze zgrabionymi liśćmi?
Zdaje się, że korzyści z pozostawienia martwych liści w naturalnym obiegu materii przynosi więcej korzyści niż potencjalnych szkód. Warto zostawić je przynajmniej w wybranych miejscach przestrzeni miejskiej. Jeśli jednak względy bezpieczeństwa czy estetyki sprawiają, że grabienie liści na zimę jest w niektórych obszarach niezbędne – warto zastanowić się, jak wykorzystać je w nieinwazyjny sposób. Jest kilka rozwiązań, dzięki którym opadłe liście mogą stać się cennym surowcem, a nie kolejną górą śmieci do spalenia czy przeniesienia na wysypisko.
- Po pierwsze (i najłatwiejsze) liście takie można kompostować. Powstała z rozkładu materii organicznej masa świetnie sprawdza się jako nawóz.
- Zasobne w celulozę martwe liście, można z powodzeniem wykorzystać do produkcji papieru i tekstury. Taki pomysł na radzenie sobie z jesiennymi liśćmi wdraża np. Ukraina.
- Z badań przeprowadzanych m.in w Indiach i Chinach wynika, że suche liście można z powodzeniem przerobić na mikroporowaty węgiel. Ten z kolei świetnie sprawdza się w tzw. superkondensatorach, czyli urządzeniach do przechowywania energii.
Źródła:
[1] Templer P.H., Toll J. W., Hutyra L. R., Raciti S., 2015: Nitrogen and carbon exported from urban areas through removal and export of litterfall. Environmental Pollution, 197, 256-261.
[2] Muth A. B., 2016: Fallen Leaves? An argument for not raking. PennState College of Agricultural Sciences, Department of Ecosystem Science and Management: https://ecosystems.psu.edu/research/centers/private-forests/news/2016/fallen-leaves-an-argument-for-not-raking [dostęp: 09.11.219].
[3] Lin K., 2012: Seasonal Science: What Lurks in the Leaf Litter? Scientific American, CityScience: https://www.scientificamerican.com/article/bring-science-home-leaf-litter-biodiversity/ [dostęp 09.11.2019].
[4] Selbig W. R., 2016: Evaluation of leaf removal as a means to reduce nutrient concentrations and loads in urban stormwater. Science of The Total Environment, 571, 124–133.