Współczesne nierówności społeczne w obrębie danego społeczeństwa stanowią tak samo dużą przeszkodę dla zrównoważonego rozwoju kraju, co nierówności pomiędzy państwami dla spowalniania zmian klimatu. Zależność tę można także odwrócić – niekiedy to bowiem zrównoważony rozwój i inicjatywy na rzecz klimatu są powodem drastycznego narastania nierówności. Wzajemnych, skomplikowanych powiązań i subtelności jest w naszych chwiejnych czasach całe mnóstwo, ale jedno jest pewne: wyzwania, przed którymi stoimy, są wspólne dla nas wszystkich.
Globalne pokłosie kolonializmu
Od kiedy Europejczycy podjęli ekspansję w XV wieku i zaczęli rościć sobie prawa do coraz to większej liczby odległych lądów, zyskali dostęp do niemal nieograniczonej geograficznie ilości surowców. W czasach rozkwitu kolonializmu, niedostatek cennych materiałów był rozwiązywany za pośrednictwem – mniej lub bardziej jawnej – grabieżczej integracji gospodarczej [1]. Paradoksalnie, bogactwo surowców wielu krajów okazało się być przeszkodą w ich rozwoju, a niekiedy pośrednią przyczyną ubóstwa [2]. Zjawisko takie ma nawet swoją nazwę – jest to tzw. “klątwa surowcowa” (z ang. The Resource Curse).
Kiedy kolonizatorzy bogacili się i rozwijali korzystając z surowców zdobytych na nowych ziemiach, lokalne społeczności nie tylko stały w miejscu, ale były sukcesywnie ograbiane z przyszłych możliwości. Nie możemy zapominać też o degradacji środowiska, która towarzyszy wydobyciu bogactw naturalnych i sama w sobie ma szereg konsekwencji dla przyrody i ludzi. Skutki minionych wydarzeń są zatem odczuwalne do dzisiaj. Co więcej, praktyki kolonizatorskie wciąż mają się świetnie – zazwyczaj po prostu oprawia się je w neokolonialną, polityczną subtelność.
Zrównoważony rozwój i kolonializm klimatyczny
Współcześni socjologowie, mając na względzie silne zależności pomiędzy nierównościami, zrównoważonym rozwojem i dostosowywaniem się społeczeństw do zmian klimatu, skonceptualizowali pojęcie “klimatycznego kolonializmu” [3]. Wbrew pozorom bowiem, inicjatywy proklimatyczne mogą być silnie eksploatujące – jak to zazwyczaj bywa, względem tych, którzy nie mają środków i politycznej władzy, żeby się bronić.
Podobnie jak efekty zmian klimatycznych w pierwszej kolejności odczuwają osoby ubogie i marginalizowane, tak to właśnie ich dotknąć mogą skutki uboczne źle rozumianego lub nieprzemyślanego zrównoważonego rozwoju. Największą cenę zapłacą w tym wypadku ci, którzy mają najmniejszy udział we wzniecaniu klimatycznego chaosu [4].
Wdrażanie w praktykę założeń polityki klimatycznej krajów bogatych może wymagać, między innymi, zagospodarowania sporych przestrzeni terenu [5]. Najprawdopodobniej będzie to miało miejsce w krajach uboższych, gdzie prawa własności ziemi nie są jasno zdefiniowane lub nikt nie sili się na ich egzekwowanie. Przejmowanie terenów w takich okolicznościach może skutkować wysiedlaniem mieszkańców, a także ograniczaniem dostępu do zasobów (np. wody), od których zależy ich życie i dobrobyt.
Już teraz tereny nabywane w ramach kompensacji emisji dwutlenku węgla przez duże przedsiębiorstwa skutkują niedostatkiem żywności i przymusowymi eksmisjami tysięcy ludzi [6]. Z doświadczenia znamy też inne paradoksy “zrównoważonego świata” – na przykład Maroko, które jest jednocześnie domem dla największej na świecie elektrowni solarnej i społeczeństwa w zdecydowanej większości pozbawionego dostępu do prądu [6].
Zużycie paliw kopalnych spada, kiedy rosną nierówności społeczne
Niestety zapewnienie czystego źródła energii dostępnego dla wszystkich, nawet jeśli możliwe, w kwestii emisji CO2 niezbyt poprawia sytuację. Szczególnie w krajach wysokorozwiniętych.
Emisje dwutlenku węgla co do zasady spadają, kiedy w miksie energetycznym kraju rośnie udział źródeł odnawialnych. Jest to całkowicie logiczne i naturalne. Niestety w wielu krajach pojawia się pewna niepokojąca zależność. Znacznie bardziej drastyczny spadek w emisjach CO2 obserwuje się bowiem wtedy, kiedy rosną nierówności społeczne [7]. Mówiąc inaczej – energia odnawialna wypiera więcej źródeł energii z paliw kopalnych, gdy nierówności między obywatelami danego kraju rosną.
Problemem jest tutaj fakt, że kiedy rząd rozbudowuje infrastrukturę OZE jednocześnie wygładzając krzywą nierówności w dostępie do czystej energii, nowa infrastruktura nie powstaje w miejsce kopalni węglowych. Istnieje po prostu równolegle, niezależnie od nich. Taki energetyczno-społeczny trade-off oczywiście nie oznacza, że ograniczanie emisji i nierówności jednocześnie jest niemożliwe. Wskazuje raczej na już istniejące problemy systemowe, które w świetle zrównoważonego rozwoju mogą się pogłębiać, jeśli nie opracujemy sprawiedliwych metod transformacji energetycznej [7].
Naturalnie zrównoważony rozwój to nie tylko transformacja energetyczna. Źródło energii to jednak fundament wszelkiego rozwoju. Jeśli zatem chcemy mówić o zrównoważonym – ale wciąż – rozwoju, problem paliw kopalnych musimy brać pod uwagę w pierwszej kolejności.
Rozwój łaknie paliw kopalnych
Kraje, które dzisiaj uznajemy za bogate i wysokorozwinięte, do stanu takiego doszły dzięki surowcom – z paliwami kopalnymi na czele. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, to w końcu one są jednym z filarów rewolucji przemysłowej i to one pośrednio umożliwiły opracowanie swoich lepszych, czystszych zamienników. Były niezbędnym etapem podróży do miejsca, w którym możemy powiedzieć, że mamy już lepsze rozwiązania. Mimo to, paliwa kopalne nie zniknęły i nie znikają. Do dzisiaj pozostają bowiem tanim sposobem na napędzenie ekonomicznego wzrostu, a jako takie są trudne do zignorowania przez kraje rozwijające się. To duży problem, bo tego typu kraje w skali globalnej wciąż stanowią większość [1].
Utrzymanie wzrostu globalnej temperatury na poziomie nie wyższym niż 1,5 C, jak zakłada Porozumienie Paryskie, byłoby prawdopodobnie możliwe tylko wtedy, kiedy kraje, które nie przeszły jeszcze transformacji energetycznej, po prostu przestałyby się rozwijać. Czy – jako mieszkańcy uprzywilejowanej części świata – w ogóle mamy prawo czegoś takiego wymagać? Przerzucanie odpowiedzialności na tych, którzy spowalniani problemami kolonizacji i wyzyskiem nie zdążyli dogonić nas gospodarczo, nie jest moralnym rozwiązaniem klimatycznych problemów.
Według dokumentu spisanego przez ONZ w 1992 roku w Rio de Janeiro, prawo, żeby się rozwijać, mają wszyscy. Co więcej, kraje “rozwijające się” powinny mieć w tej kwestii naturalne pierwszeństwo. Przynajmniej na papierze. Rzeczywistość, w której każdy zaciekle broni własnego interesu, wygląda bowiem zupełnie inaczej.
Wspólne, ale zróżnicowane obowiązki
Jeszcze nie tak dawno temu, w odpowiedzi na deklarację ONZ, ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush stwierdził, że “rozwój nie jest prawem”. Nie wyraził poparcia dla założeń tego ważnego dokumentu jednocześnie torując drogę podobnym postawom wśród innych zamożnych państw. Od tego czasu upłynęło już wiele lat przesyconych analizami, raportami, postulatami i alarmem wzniecanym przez naukowców – a nasze postawy nie bardzo ruszyły z miejsca.
Autorzy wspomnianej deklaracji z Rio de Janeiro sformalizowali i zawarli w niej pojęcie “Common But Differentiated Responsibilities” (CBDR) – wspólne, ale zróżnicowane obowiązki. Oznacza to mniej więcej tyle, że za stan środowiska i zmiany klimatyczne jesteśmy odpowiedzialni wszyscy, tylko, że w różnym stopniu. W myśl tej idei ONZ opracowała fundusz znany dzisiaj jako Green Climate Fund (GCF). Jego celem mają być dobrowolne, wolontaryjne wpłaty bogatych krajów na rzecz wspierania projektów ograniczających zmiany klimatu i uodparniających na nie w krajach mniej zamożnych. Optymistyczni pomysłodawcy szacowali, że każdego roku do krajów rozwijających się, z GCF wpłynie ok. 100 miliardów dolarów. To tej pory, przez 11 lat istnienia funduszu, sumaryczna kwota jego dofinansowania nigdy nie przekroczyła 9 miliardów rocznie [1].
Sytuacja taka jest tym bardziej absurdalna, że dalekosiężne konsekwencje dewastacji środowiska i zmian klimatu nie znają granic politycznych. Ostatecznie pomoc biedniejszym krajom w zrównoważonym rozwoju leży również w interesie bogatszych populacji, ponieważ zachodzące zmiany mają wymiar globalny i dotykają ludzi na całym świecie.
Jeśli osią zrównoważonego rozwoju jest troska o człowieka, odpowiedzialność społeczna musi być włączona we wszelkie rozwiązania do niego dążące. Nierówności społeczne i globalne to kwestia, z którą musimy walczyć wszyscy – niezależnie od tego czy kieruje nami altruizm, czy wyłącznie dbałość o własne dobro.
Źródła
[1] Greiner P. T., 2021: How colonialism’s legacy makes it harder for countries to escape poverty and fossil fuels today. The Conversation [dostęp 27.09.2021].
[2] Mittelman M., 2017: Quick Take: The Resource Curse. Bloomberg [dostęp 27.09.2021].
[3] Martinez D.E., 2014: The Right to Be Free of Fear: Indigeneity and the United Nations. Wicazo Sa Review 29: 63-87.
[4] Gore T., 2021: Extreme Carbon Inequality: Why the Paris climate deal must put the poorest, lowest emitting and most vulnerable people first. Oxfam Policy & Practice.
[5] Davis K.F., Rulli M.C., D’Odorico P., 2015: The global land rush and climate change. Earth’s Future, 3: 298-311.
[6] Taiwo O. O., 2019: How a Green New Deal could exploit developing countries. The Conversation [dostęp 28.09.2021].
[7] McGee J. A., Greiner P. T., 2019: Renewable energy injustice: The socio-environmental implications of renewable energy consumption. Energy Research & Social Science, 56.